You are currently viewing Rodzice-helikoptery

Rodzice-helikoptery

Słyszeliście o rodzicach-helikopterach?

I nie, nie są to – jak skwitował przytomnie mój jak zawsze bezpośredni małżonek – rodzice tak zmęczeni, że w głowie mają ciągły helikopter 😊, ale rodzice bardzo kontrolujący i nadopiekuńczy – „krążący” wokół swoich pociech jak „helikoptery” i sprawdzający, czy nic złego małego człowieka nie spotkało. I jasne, to naturalna sprawa, że chcemy, by nasze dzieci były bezpieczne i zdrowe, jednak nie od dziś wiadomo – i nie jest to żadne spektakularne odkrycie – że dzieci, by się prawidłowo rozwijać, potrzebują przestrzeni i możliwości uczenia się na własną rękę, bez rodziców-„krążowników” czyhających na każdym kroku.

A co się dzieje, gdy tej przestrzeni nie mają? Gdy młody człowiek nie ma nawet chwili spokoju, by z wolna coś zmajstrować i trochę pobroić, bo za chwilę, niczym znana trenerka fitness z lodówki, zza rogu wyskakują zaczajeni rodzice, gotowi nieść pomoc 4-latkowi przenoszącemu kubek chłodnej wody (bo-może-się-przewrócić)?

Otóż tym właśnie zagadnieniem zajęli się ostatnio naukowcy, chcąc sprawdzić, co dzieje się z dziećmi nadopiekuńczych rodziców. Badacze śledzili rozwój 422 dzieci przez 8 lat – od drugiego do dziesiątego roku życia, oceniając w określonym czasie interakcję rodzic-dziecko, zbierając dane od nauczycieli i samych dzieci. W czasie obserwacji prosili rodziców i dzieci, by bawili się i spędzali czas, tak jak to zazwyczaj robią w domu, a sami bacznie się temu przyglądali, kodując określone zachowania. Na tej podstawie udało się wyróżnić grupę rodziców-helikopterów, którzy nawet w swobodnej zabawie z dziećmi byli bardzo kontrolujący, wymagający i pouczający dziecko: w co i jak ma się bawić, jaką zabawką i jak dokładnie posprzątać po skończonej zabawie. Reakcje dzieci na taką postawę rodziców były różne – od apatyczności i zrezygnowania przez krnąbrność i frustrację, czego oczywiście można było się spodziewać.

A teraz co z tego wszystkiego wynikło – okazało się, że dwulatki mające silnie kontrolujących rodziców, wykazywały znacząco słabszą zdolność regulacji swoich emocji i zachowania w wieku lat pięciu. Co to znaczy? Zdolność do regulacji własnych emocji i zachowania to, najogólniej mówiąc, umiejętność rozumienia, tego, co czujemy, radzenia sobie z naszymi emocjami (uspokojenia, rozładowania napięcia) i kierowania własnym zachowaniem. Czyli nie wrzeszczę na przypadkowych przechodniów i nie tupię nogami, gdy mi uciekł autobus, tylko potrafię opanować swoją złość i poczekać na następny. (Niejeden dorosły tego nie potrafi, prawda?) To skomplikowane umiejętności, które kształtują się przez cały okres dorastania i okazują się być kluczowe dla właściwego tworzenia relacji społecznych, zdrowia psychicznego i osiągnięć szkolnych. I wracając do badania – naukowcy stwierdzili, że im większa była zdolność do regulacji emocji u 5-latków (co wiązało się z mniej kontrolującymi rodzicami), tym mniejsza szansa na problemy emocjonalne w przyszłości i większe prawdopodobieństwo dobrze rozwiniętych kompetencji społecznych i lepszych wyników w szkole w wieku lat 10. I jeszcze: lepsza zdolność radzenia sobie z emocjami równa się większe umiejętności przystosowania się do rosnących wymagań szkolnych w okresie dorastania. Niemało, prawda?

A więc mamy silną podkładkę na dobrze znaną prawdę: dzieci potrzebują autonomii i niezależności. Potrzebują poczuć się sprawcze i kompetentne i zobaczyć, że mają wpływ na otaczającą je rzeczywistość. Dzięki temu mają szansę odkryć, że mogą być sprawcze i kompetentne, także jeśli chodzi o WŁASNE EMOCJE i zachowania, od których my-rodzice-nawet-największe-helikoptery nie mamy szans ich uchronić.

“Childhood self-regulation as a mechanism through which early overcontrolling parenting is associated with adjustment in preadolescence” by Perry, Nicole B., Dollar, Jessica M., Calkins, Susan D., Keane, Susan P., and Shanahan, Lilly in Cerebral Cortex. Published June 18 2018

Dodaj komentarz