31% ośmiolatków w Polsce ma nadmierną masę ciała, otyłość stwierdza się u 13% z nich, a nadwagę u prawie 19%. Wskaźniki te systematycznie rosną, stawiając nas w czołówce krajów o najwyższym odsetku otyłych dzieci i młodzieży.
Z badań wiadomo, że za taki stan rzeczy w dużej mierze odpowiadają złe nawyki żywieniowe i niedostateczna aktywność fizyczna najmłodszych.
W kontekście rozważań o przyczynach otyłości rzadko mówi się też o psychologicznym aspekcie jedzenia. „Zajadanie stresu”, „jedzenie z nerwów”, „jedzenie na pocieszenie” – to w potocznym rozumieniu sytuacje, w których jedzenie staje się sposobem na regulację naszego stanu emocjonalnego – pobudzania lub obniżania napięcia. Fizjologiczne odczuwanie głodu i sytości jest zaburzone, a wyznacznikiem pobierania pokarmu staje się nastrój – co w konsekwencji prowadzi do spożywania pokarmu nieadekwatnie do potrzeb organizmu i sprzyja otyłości.
I niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zjadł smaczniutkiej, rozpływającej się w ustach czekoladki na pocieszenie i poprawę nastroju w najbardziej-koszmarny-dzień-świata! Problem pojawia się wtedy, gdy zdarza się to tak często, że staje się nawykiem i zaczyna pełnić rolę jedynego sposobu na radzenie sobie z nieprzyjemnymi emocjami – stresem, lękiem, smutkiem. A że jedzenie pobudza układ nagrody w naszych mózgownicach, to łatwo dojść do utrwalenia sekwencji – nieprzyjemna emocja -> czekoladka czy inna pyszność -> ulga, poprawa nastroju. Niestety, zazwyczaj tylko krótkotrwała, więc na jednej czekoladce się nie kończy, choćby człowiek zaklinał się na wszystko, że drugiej do paszczy nie weźmie, za żadne skarby, o nie!
I pojawia się pytanie, jak to jest z tą regulacją emocji przez jedzenie – dlaczego jedne dzieci „zajadają stresy” a inne nie? Czy to jest coś, czego się uczymy, czy może coś, co dziedziczymy do rodziców??
By to sprawdzić, badacze wzięli pod lupę 398 brytyjskich par bliźniąt i pytali rodziców o obserwowane tendencje do jedzenia większych lub mniejszych ilości jedzenia w odpowiedzi na doświadczanie trudnych emocji – smutku czy zdenerwowania. Następnie porównywali, czy te skłonności różniły się w zależności od tego, czy badane bliźnięta były jednojajowe (w przybliżeniu 100% podobieństwa genetycznego) czy dwujajowe (różne podłoże genetyczne). I do czego doszli?
To, czy dziecko w sytuacji stresu będzie sięgało po batonik czy nie, zależy w głównej mierze od tego, jakie sposoby radzenia sobie z emocjami prezentowali rodzice. „Zajadanie stresu” okazało się bowiem być strategią wyuczoną w domu, a nie dziedziczoną (!!!). Badacze stwierdzili, że rodzice dzieci, które „zajadały stres” mieli tendencję do proponowania maluchom słodkich przekąsek, gdy te były smutne, by je uspokoić i pocieszyć. W ten sposób już od najmłodszych lat uczyli, że na trudne emocje najlepszym lekarstwem jest jedzenie, które w pewnym momencie stało się głównym „pocieszaczem” i regulatorem emocji.
Mamy ogromny wpływ na to, w jaki sposób nasze dzieci będą radziły sobie z trudnymi emocjami. Możemy pozwolić dziecku „zajeść” złość, podtykając pod nos słodki batonik, gdy jest w trudnej sytuacji albo… możemy z nim o tej złości porozmawiać. Wyjaśnić, wytłumaczyć, zrozumieć, pozwolić przeżyć. Batonik w wielu sytuacjach jest wygodniejszy – szybszy, smaczny, nie wymaga naszego wysiłku i na pewno zadziała, jednak na dłuższą metę… warto próbować szukać innych sposobów radzenia sobie z emocjami, by później nie zmagać się z dietami, otyłością i zaburzeniami odżywiania.