Psychoterapia jako forma pomocy i leczenia powoli znajduje swoje miejsce w świadomości społecznej. Wyznania typu: chodzę na terapię, mam swojego terapeutę czy mam wizytę u psychologa, przestają odstraszać i narażać na społeczną dezaprobatę. Przeciwnie, często po wyznaniu znajomych: chodzimy na terapię, czy usłyszeniu, że koleżance z biura obok bardzo pomogły wizyty u psychoterapeuty, pojawia się i w nas myśl: a może by też spróbować? Jednak ostatecznie nie udaje się nam trafić do gabinetu psychoterapeuty. Co nas powstrzymuje i sprawia, że podjęcie decyzji o psychoterapii jest tak trudne?
„Przecież nie jest ze mną aż tak źle”
Pierwszy „utrudniacz” ma swoje korzenie we wciąż żywym przekonaniu, że do psychoterapeuty chodzą tylko ludzie poważnie zaburzeni. Gdy słyszymy, że Pani X chodzi do psychoterapeuty, często myślimy sobie: Ona to ma poważne problemy, ale przecież ze mną nie jest aż tak źle i sami siebie z miejsca dyskwalifikujemy, odbierając potencjalną możliwość pomocy.
Zakres trudności, jakich doświadczają ludzie jest bardzo szeroki. Psychoterapeuta posiada kwalifikacje i umiejętności, by pomagać ludziom w wyzwaniach życiowych na różnym etapie i o różnym stopniu nasilenia, począwszy od chęci pracy nad bardzo konkretnym aspektem swojego funkcjonowania (np. umiejętnością odmawiania, lepszego komunikowania się, wrażania swoich potrzeb) po pomoc w przypadkach spełniających kryteria określonych zaburzeń (zaburzenia depresyjne, lękowe, osobowości, itd.). Często warto skonsultować się z psychoterapeutą jeszcze wtedy, gdy trudności nie są bardzo nasilone, bo podobnie jak w przypadku wizyt u stomatologa – lepiej przyjść wcześniej i wyleczyć niewielki ubytek, niż później – gdy problem się nasili – być zmuszonym przechodzić skomplikowane i bolesne leczenie. To nie stopień nasilenia problemu, ale chęć człowieka do zmiany, warunkuje sensowność podjęcia psychoterapii.
Jak tam będzie? Kozetka to nie dla mnie!
Często trudno nam wejść w sytuacje, które są dla nas nieznane lub mamy bardzo niejasny obraz tego, jak będą wyglądały. Wiele osób, myśląc o psychoterapii, zadaje sobie pytanie: jak to będzie wyglądało, co będę tam robić? Inni od razu stawiają sobie przed oczami – kojarzącą się z Freudem – kozetkę i stwierdzają, że to na pewno nie jest opcja dla nich. Jeszcze inni czują, że mówienie o swoich problemach to wstyd i wyraz słabości, więc lepiej trzymać je w sobie. Mamy tu do czynienia z dwiema kwestiami – lękiem przed nieznanym i funkcjonującymi w społeczeństwie, stereotypowymi wyobrażeniami o wizytach u psychologa.
W przypadku pierwszej z nich, czyli obawami o to, jak wygląda spotkanie psychoterapeutyczne, warto podkreślić, że w większości podejść sesje terapeutyczne (a na pewno pierwsze z nich) mają postać życzliwej, nastawionej na drugiego człowieka, rozmowy. A więc, psychoterapeuta zaprasza do gabinetu, my wchodzimy, siadamy w fotelu i przychodzi czas na rozmowę. Klienci często zastanawiają się: ale o czym ja mam właściwie mówić? Pamiętajmy, że psychoterapeuta nie ma na celu nas oceniać ani osądzać – jego rolą jest stworzenie takiej atmosfery, w której my, klienci, będziemy czuli się komfortowo i bezpiecznie. A więc, gdy przychodzi wątpliwość, o czym mówić na wizycie, warto zacząć od tego, co jest dla nas w jakiś sposób ważne. A dalszy tok spotkania powierzyć terapeucie.
Jeśli zaś chodzi o stereotypową kozetkę, to niewiele osób zdaje sobie sprawę, że istnieją różne nurty terapeutyczne, czyli różne sposoby prowadzenia terapii i większość z nich nie zakłada kładzenia klienta na leżance 🙂 To, w jakim nurcie będziemy chcieli podjąć terapię, zależy od nas, a terapeuta, do którego trafiamy, powinien poinformować nas o sposobie pracy i głównych metodach. Jeśli nie będziemy czuli się z nimi komfortowo, nic nie stoi na przeszkodzie, by zmienić terapeutę i nurt – pamiętajmy, że by terapia przyniosła efekty, musimy czuć, że uda nam się zbudować pozytywną relację z naszym terapeutą.
Finanse
Kwestia chyba najbardziej drażliwa. Finanse i pytanie: dlaczego to tyle kosztuje? I czy jest warte takich pieniędzy?
By stać się psychoterapeutą trzeba przejść długotrwałe i bardzo kosztowne szkolenie. Dodatkowo, psychoterapeuci muszą się cały czas dokształcać, biorąc udział w kursach, konferencjach, warsztatach, za które płacą z własnej kieszeni. Do tego dochodzą koszty zakupu fachowej literatury, wynajmu pomieszczeń, dojazdu itd. Tak, psychoterapia kosztuje. I tak, nie są to małe pieniądze. Ale czy ktoś z nas oczekuje, że lekarz przyjmie nas prywatnie za darmo? Albo że stomatolog wyleczy nasze ubytki za wdzięczne dziękuję po wizycie?
Psychoterapia jest metodą leczenia i podobnie jak medycyna czy stomatologia wymaga bardzo specjalistycznej wiedzy i praktyki. A to niestety kosztuje. Jeśli jednak pomyślimy o tym w inny sposób – jako o inwestycji w siebie: w swoje relacje z innymi, satysfakcję z życia, swój nastrój, atmosferę w rodzinie, zaspokojenie potrzeb, bycie w zgodzie z samym sobą – może okazać się, że nie ma takich pieniędzy, które oddałyby wartość tych rzeczy.
Ciężko ocenić, ile warte jest to, że potrafię dogadać się ze swoim partnerem bez ciągłych awantur i ranienia drugiej strony. Ciężko ocenić, ile kosztują pozytywne relacje z dziećmi i radość czerpana ze spędzanego z nimi czasu. Ciężko ocenić, jaką wartość ma życie pełne sensu i wolne od ciągłego zamartwiania się i lęku. Ciężko ocenić, ile warta jest psychoterapia, która może zmienić nasze życie.
Pomyślmy, ile czasu i pieniędzy poświęcamy, by zadbać o nasze zdrowie fizyczne. Prywatne wizyty lekarskie, badania, karnety na siłownie, godziny spędzane na fitnessie, basenie, bieganiu… Spotkania z dietetykiem, spersonalizowane diety, treningi… To wszystko kosztuje. A co robimy dla naszego zdrowia psychicznego? Czy liczymy na to, że jakoś samo da radę? To trochę tak, jakby liczyć na to, że złamana ręka sama się zrośnie. I pewnie z czasem tak będzie, tylko pytanie, czy będziemy zadowoleni z efektu.
Czy naprawdę warto?
A więc… czy naprawdę warto? Na to pytanie najłatwiej pewnie będzie odpowiedzieć osobom, które doświadczyły już własnej psychoterapii. A tym, którzy są dopiero u progu decyzji? Warto się zastanowić, co jest po jednej i drugiej stronie – co mam do stracenia, a co mam do zyskania? Do stracenia – czas i pieniądze, do zyskania – nowe, lepsze, może spokojniejsze i pełne satysfakcji, życie. Co wybierasz? Może u progu Nowego Roku, to właśnie będzie Twoim planem na najbliższy czas?
Jeśli masz jakieś pytania związane z psychoterapią, nie jesteś pewien jak zacząć, masz wątpliwości, jest Ci trudno przyjść lub zadzwonić, napisz: karolinaziegart@gmail.com.
„Bo najciężej jest ruszyć. Nie dojść, ale ruszyć. Dać ten pierwszy krok. Bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg, lecz serca. ”
W. Myśliwski